Przelatując nad parkiem do mych uszu dociera przeraźliwy krzyk kobiety wołającej o pomoc. Jako, iż była godzina wieczorna, a miejscowi policjanci jakoś specjalniej nie reagują na ów krzyki, postanawiam po cichu wylądować. Chwilę tak idę po ciemnych jak na razie uliczkach parku, lecz po chwili krzyk kobiety stał się wyraźniejszy, co oznacza, że zbliżam się do celu. Po chwili przy jednej z latarni dostrzegam jakiś mężczyzn (nie wiem, ilu ich jest), którzy zaczepiają ów kobietę. Nie chcąc natomiast chwilowo zdradzać swojej pozycji zauważam krzaki, do których wskakuję, nadal pozostając niezauważonym przez Wrogów...

[center]Obserwując tak całe zajście zastanawiam się, czego Oni mogą chcieć od tej pięknej niewiasty. Po chwili dostrzegam, jak dwóch z trzech bandytów zaciąga kobietę pomiędzy drzewa. Nie jestem na ziemi zbyt długo, lecz wiem, ze nie może oznaczać to nic miłego dla kobiety. Wtedy to, gdy dwaj panowie są zajęci kobietą, ja wychodzę zza krzaczorów, po czym mówię do trzeciego, pilnującego okolicy mężczyznę:
Zaprzestańcie swych czynów, na Odyna! Mój ojciec nie toleruje takich chultajów, jak ty...

Po powiedzeniu tych tekstów czekam, aż mężczyzna przemyśli swoje grzechy i odejdzie do swego domu...

Miałeś swoją szansę, aby zejść mi z drogi, lecz z niej nie skorzystałeś...

Po wypowiedzeniu tych słów Thor odlatuje w górę, po czym znika nożownikowi z oczu. Ten trochę wystraszony moimi postępami zaczyna się rozglądać. Czuję, że przepełnia Go strach, co tylko ułatwi mi zadanie. W pewnym momencie nadlatuję do mężczyzny tak, aby mnie nie widział. Latam bezszelestnie, więc usłyszenie mnie jest niemal niemożliwe. Gdy znajdę się w odpowiedniej odległości, łapię Go za ubrania, po czym wynoszę do góry. Tam mówię do Niego:
Mogłeś mnie posłuchać. Niech Odyn zlituje się nad Tobą, "You Son Of A Bitch"...

Przeciwnik chociaż przepełniony strachem, nie wiedząc co zrobić, pewny siebie napluł mi w twarz. To mnie tylko rozzłościło, dlatego puszczam Go, aby się zabił. Leciał z odległości 100 metrów, więc o ocaleniu nie ma mowy. Widząc Go tak spadającego coś we mnie pęka i lecę po mężczyznę. Gdy miał już uderzyć w ziemię, łapię Go, po czym przywiązuję Go do drzewa liną, która jakimś dziwnym trafem natknęła się podczas atakowania Przeciwnika...